Przybytek wieczorami zapełniał się pod korek, stali bywalcy domagali się trunków, przy stołach ludzie wesoło dyskutowali a w powietrzu unosił się zapach pieczeni i dymu papierosowego. Pub jak pub, i nie było by w nim nic dziwnego gdyby nie talerze same trafiające na stoły i obrazki w gazecie trzymanej przez połowę z gości, które poruszały się niczym na filmie.
W sobotni wieczór przez sam środek tego gwaru, rzucając na prawo i lewo grzeczne "przepraszam" usiłowała przecisnąć sie filigranowa blondynka. Z drugiego końca sali bowiem zachęcająco machała do niej starsza kobieta o lekko większej posturze, z burzą czarnych loków. Gdy po krótkiej walce z łokciami różnego typu jegomości młoda dziewczyna stanęła wreszcie przy stoliku zajętym przez przyjaciółke, jej włosy i ubranie były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.
- Alyss, już myślałam, że nie przyjdziesz - powiedziała znajoma przesuwając sie na skórzanej kanapie. 
- Też myślałam, że nie uda mi sie wyrwać, zwierzaki ciężko przeżywają gdy...- dziewczyna przerwała i zrobiła szybki unik, gdyż talerz z gorącą zupą przeleciałam jej tuż nad głową -...wychodze.
- Tyle razy mówiłam, przydałby ci sie jakiś pomocnik - skwitowała czarnowłosa.
- Gertruda prosze cie, wiesz jak ciężko o kogoś komu mogłabym zaufać, a te zwierzaki są dla mnie całym światem... Poza tym niektóre z nich są...
- Nie mów mi, że dalej go trzymasz !? - właścicelka Magicznej Menażerii aż wstała podnosząc głos, kilka osób zdziwionych tym faktem przerwało swoje rozmowy i spojrzało w jej kierunku.
- Mogłabyś nie dramatyzować? - Lyss pociąnęła koleżanke za rękaw by ta wróciła na swoje miejsce i uśmiechnęła sie przepraszająco do reszty gości. Starsza kobieta zrobiła to niechętnia po czym pociągnęła duży łyk ze swojego kufla.
- Zwariowałaś, tyle ci powiem - bąknęła oburzona.
- Dobrze wiesz, że nie miałam wyboru, gdyby nie ja to... - niebieskooka zaczęła swoje tłumaczenie ale Gertruda przerwała jej od razu.
- O nie kochanieńka, wybór to ty miałaś i możliwości wypuszczenia tej bestii też. Nikt by sie nie dowiedział, ale nie! Ty wolisz TO trzymać i czekać aż rozwali ci całą farme. Nawet nie chce myśleć, że to sie może zakończyć twoimi wakacjami w Azkabanie... jeszcze mnie wsadzą za współudział... naprawde chyba wolałbym nie wiedzieć.
- Po pierwsze to nie TO, tylko on ma imie...
- Jeszcze imie wymyśliła, ja wale... - syknęła z niedowierzaniem popijając kolejny duży łyk piwa.
- Po drugie wypuszcze go jak podrośnie, to jeszcze dzieciak...
- Ten dzieciak ci spali chałpe - wtrąciła kobieta po raz kolejny.
- A PO TRZECIE - kontynuowała Lyss tym razem głosem przepełnionym złością, bardzo nie lubiła gdy ktoś jej przerywał. Nachyliła się nad stołem i dokończyła szeptem. - Jak będziesz tak o tym paplać w barze to możesz być pewna, że mnie zamkną. Zaraz pół miasta będzie o tym wiedzieć!
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim wykradłaś smoka! - syknęła w odpowiedzi czarnowłosa.
Lysanne aż wyprostowalo. Nie dość, że cały dzień czuła jakby ktoś ją obserwował co nie dawało jej spokoju... to teraz jeszcze osoba, która jest dla niej jak matka publicznie wytyka jej takie rzeczy. Rzeczy o których miały nikomu nie mówić, nie rozpowiadać i generalnie trzymać w tajemnicy.
- Nie obraź sie, ale jakoś straciłam apetyt. - dziewczyna wstała oburzona od stołu i poczęła od nowa przepychać się przez tłum.
- Ale dopiero co przyszłaś! - krzyknęła za nią przełożona.
- Widzimy się jutro w pracy! - odkrzyknęła blondynka będąc już w drzwiach Dziurawego Kotła. Miały dzisiaj w spokoju zjeść razem kolacje, ale jak widać każdy moment był dobry by poruszać ten temat. I może to Lyss zrobiła się przewrażliwiona, ale naprawde miała dość. Nie należała do osób szybko denerwujących się, ani też jakiś szczególnie wybuchowych jednak bywały sytuacje, takie jak ta przed chwilą, kiedy jej cierpliwość kurczyła się w rekordowym tempie. Od pół roku oglądała się za siebie i w kółko wydawało jej się że wszyscy wiedzą. Na dotatek codziennie wysłuchiwała od swojej przełożonej jak bardzo jest z tego powodu nieodpowiedzialna i głupia. I choć mimo tych przytyków i pretensji dalej mogła nazywać Gertrude swoją przyjaciółką i może momentami swoim "głosem rozsądku", w tym szczególnym przypadku najchętniej rzuciłaby na nią zaklęcie Silencio.Nienawidziła wręcz kiedy ktokolwiek robił jej wyrzuty czy też docinki jedynie dlatego że nie potrafił zrozumieć jej motywów. Żałowała, ten jeden raz naprawde żałowała, że zwierzyła się Gertrudzie. Chociaż im dłużej o tym myślała, tym mniej mogła pozwolić sobie na obwinianie jej. Kobieta była dla niej niemal jak matka, a która matka cieszyłaby sie gdyby jej dziecko łamało prawo i to w dodatku z premedytacją? Może jednak te smok nie potrzebował ratunku...? 
- Nie! Nie moge tak myśleć! - Lyss pokręciła stanowczo głową odpowiadając sama sobie. Postąpiłam słusznie, i zrobilabym to jeszcze raz jakby było trzeba - dodała i uśmiechnęła się sama do siebie. Wtedy też usłyszała śmiech kilku mężczyzn z przeciwnej strony ulicy. Spojrzała w ich strone zostawiając swoje rozmyślania. Oni zaś, zdawało się, obserwowali ją od dłuższej chwili.
- Nie masz z kim porozmawiać panienko? - zaśmiał sie jeden.
- A może szukasz właśnie kogoś do rozmowy? - zawtórował drugi.
- Z chęcią rozwiążemy twój problem! - dokończył trzeci. 
Dziewczynie przemknęły przez myśl tylko dwa stwierdzenia "Żałosne" i "Są pijani". Postanowiła więc im nie odpowiadać i ruszyła dalej chodnikiem. Ci jednak postanowili nie odpuszczać i przeszli na jej strone ulicy i kontynowali swoje denne docinki. W pewnym momencie jeden z wyraźnie zniecierpliwiony igmorancją kobiety chwycił ją za ramie. Lyss nie zastanawiała się ani sekundy. Momentalnie odwróciła się na pięcie i zdzieliła napsatnika pieścią w twarz. Ten nie spodziewając się ataku zawrócił się do tyłu na tyle mocno, że aż koledzy musieli go łapać. 
- Nie znacie tego starego powiedzenia, najebani to do domu? - krzyknęła zirytowana dziewczyna. Bo jeśli na początku postanowiła ich ignorować to teraz doszła do wniosku, że skoro z taką łatwością przychodzi im zaczepianie kobiet po pijaku to pora tych frajerów tego oduczyć. Zacisnęła ręke na różdżce do tej pory schowanej w kieszeni. "I tak są pijani, jutro co najwyżej będą myśleli że wypili o te pare kieliszków za dużo".
- Ty, suko! - najwyższy z nich zmierzył ją wzrokiem po czym z podniesioną ręką ruszył w jej strone. Lyss już miała wyjąć różdżke i rzucić Drętwote kiedy atakujący padł przed jej nogami jak kłoda. Dziewczyna aż zamrugała parę razy zdziwiona.
<Cassian?>